niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 1.

  Budzi mnie głośny sygnał budzika. Otwieram jedno oko, dopiero potem drugie i szukam go ręką, wyłączając muzykę z niechęcią. Podnoszę się do pozycji siedzącej przecierając przy tym oczy, obserwuję promienie słoneczne przedzierające się przez okno mojego ogromnego, bogato ekstrawaganckiego pokoju, którego może pozazdrościć mi każda dziewczyna w szkole. Moi rodzice mogą sobie pozwolić na owe wydatki, w końcu własna firma przynosi ogromne zyski. Biorę głęboki oddech i odkrywam się kołdrą, wstając z łóżka. Narzucam na swoją koszulę nocną cieplutki szlafrok i podchodzę do kalendarza wiszącego na ścianie mieszczącej się niedaleko drzwi. Biorę do ręki marker i przekreślam dzisiejszą datę. Ostatni dzień szkoły!, myślę. Bardzo cieszy mnie ten fakt, że od jutra koniec wczesnego wstawania, szykowania się w biegu, żeby zdążyć na autobus. Nie, nie mam własnego szofera, co dziwi wiele osób, jednak ja wolę nie przesadzać z tym, że mam dużo pieniędzy. Żyję po prostu jak żyję, takie życie mi dano i nie narzekam na nie, mogłabym rzec, iż jest i d e a l n e.   Odkładam marker i podchodzę do ogromnego lustra, przesuwając je w prawo i  tym samym otwierając swoją garderobę.  Wchodzę do środka i rozglądam się dookoła w celu wybrania jakiegoś odpowiedniego stroju na dzisiaj. Wybieram granatową sukienkę z krótkim rękawem, do połowy uda i ze złotym zameczkiem przechodzącym przez środek klatki piersiowej oraz pasujące do niej idealnie granatowe tenisówki z białą gumą i sznurówkami. Idę do łazienki i od razu biorę szybki, odświeżający prysznic, ubieram się i rozczesuję włosy pozostawiając je wolne. Robię delikatny makijaż, składający się jedynie z tuszu to rzęs i cienia do brwi, ponieważ stawiam na naturalność. Myję zęby, pakuję do dużej, czarnej torby książki i schodzę długimi, kręconymi schodami na dół, aby coś zjeść. Gdy docieram do kuchni zauważam krzątającą się po niej mamę, która podaje mi tackę ze świeżymi bułkami oraz gorącą herbatą. Witam się z nią, a ona całuje mnie w czoło i tym samym się ze mną żegna, ponieważ musi wychodzić do pracy, bo tata czeka już na nią na podjeździe w samochodzie. Siadam na wysokim krześle przy barku i biorę się za jedzenie, myśląc o rodzicach i uświadamiając sobie, jak bardzo ich kocham i podziwiam. Są tak zapracowani i mają tyle obowiązków, a mimo to i tak znajdują dla mnie czas, jeżeli nie późnymi wieczorami to w weekendy. Wiem, że mogę na nich liczyć i powiedzieć im o wszystkim, są bardzo wyrozumiali i wyluzowani. Jednak ja również staram się im pomagać i uszczęśliwiać-dobrze się uczę oraz w soboty pomagam sprzątać naszej sprzątaczce Kate cały dom. Po pierwsze, lubię pomagać, a po drugie, nasz dom jest naprawdę duży i nie chcę, aby Kate się zamęczała.
  Kończę śniadanie i spoglądam na godzinę: 7:25, idealnie. Za dziesięć minut mam autobus, a lekcje zaczynam o 8:50. Wychodzę z domu i zamykam za sobą drzwi na klucz, wyciągam z torby słuchawki i telefon włączając ulubioną piosenkę. Kieruję się do przystanku, który znajduje się niecałe dwieście metrów od mojego domu. Siadam na ławce obok czując, jak promienie słoneczne ogrzewając moje plecy. Nagle czuję, że ktoś dotyka mojego ramienia. Odwracam się i widzę Ashley, Lily i Jareda, moich przyjaciół. Wstaję i witam się z każdym z nich uściskiem, po czym wymieniamy zachwyty jak to się bardzo cieszymy, że już dzisiaj zaczynają się wakacje.
  Po kilku minutach nadjeżdża duży, piętrowy autobus,  wsiadamy do niego jak i inni uczniowie, którzy mieszkają niedaleko mnie, a muszę przyznać, iż jest ich sporo. Idziemy na piętro i zajmujemy ostatnie miejsce, w którym jest pięć foteli ustawionych obok siebie. Zawsze tam siadamy, więc i dzisiaj to czynimy.
- I jak, macie już jakieś plany na wakacje?- pyta Lily.
- Moi rodzice jadą na cały lipiec do rodziny, więc mam wolną chatę i raczej nigdzie się nie ruszam. Chociaż Nader mówił coś, że chce wybrać się całą paczką nad jezioro i wynająć tam domek na tydzień. Wchodzicie w to? -proponuje Jared.
Wszyscy potwierdzają skinieniem głowy.
- Zazdroszczę ci, że masz cały dom dla siebie-przewraca oczami Ashley. – Moi rodzice oczywiście nigdzie się beze mnie nie ruszą po ostatnim przyłapaniu mnie na urządzeniu imprezy bez ich wiedzy. – ostatnie słowa moja przyjaciółka wypowiada z takim akcentem, że odnoszę wrażenie, iż przedrzeźnia rodziców, i nie mylę się, bo wszyscy wybuchamy śmiechem tak głośnym, że niektóre głowy przed nami odwracają się i patrzą z zaciekawieniem, ale i z zazdrością. Jesteśmy najpopularniejszą paczką w szkole i każdy zazdrości nam takiej zgodnej przyjaźni, a mi chyba najbardziej j e g o. Tak dokładnie, o n. N a d e r. Mój ukochany chłopak, z którym jestem już kilka miesięcy. Kocham go bardzo mocno, a on mnie i jesteśmy naprawdę szczęśliwi. Spędzamy razem każdą wolną chwilę, po prostu nie wyobrażam sobie bez niego życia! Ale wiem, że nie muszę, bo mam przeczucie, że będziemy razem już na zawsze, aż do śmierci. Na same myśli o swoim chłopaku na mojej twarzy pojawia się promienny uśmiech.
- Oo, Haley chyba rozmarzyła się o swoim chłopaku. – Jared wysuwa dolną wargę wyginając się ze śmiechu.
- Tak mówisz, bo mi zazdrościsz!- śmieję się, dźgając go co jakiś czas w sam środek brzucha.
- Już mnie tak nie dźgaj, bo mnie jeszcze Nader zabije!- z szerokim uśmiechem podnosi ręce w obrończym geście. – Lepiej opowiadaj, co ty będziesz robić w wakacje poza spotykaniem się ze swoimi ukochanymi przyjaciółmi i chłopakiem. – unosi brwi i podpiera łokcie o kolana, a dłonie o policzki.
- Rodzice mówili coś o Paryżu w zimę, ale nie wiem, czy to nadal aktualne. – wzruszam lekko ramionami i uśmiecham się delikatnie.
- Paryż?! Nawet nic nie mówiłaś! Byłam tam jakieś dwa lata temu, mówię ci, przepiękne miasto. Moi w tym roku chcą zabrać mnie do Buenos Aires, ale ja sama nie wiem, czy chcę jechać- Lily marszczy lekko nos i ściąga brwi.
- Dlaczego?-pyta Ashley.
- Wiecie dobrze, że teraz moje relacje z nimi nie wyglądają już tak dobrze jak kiedyś. - wzdycha głęboko, a ja ją przytulam i zapewniam, że wszystko będzie dobrze. Nie wiem, jak się czuje, bo nigdy nie przeżywałam podobnych rzeczy, ale wiem za to, że jest jej ciężko i potrzebuje teraz naszego wsparcia. Dlatego nakazuje Ashley i Jaredowi, aby przyłączyli się do uścisku i po chwili wszyscy się przytulamy jak zawsze, gdy ktoś ma jakiś problem.
- Kocham was. – śmieje się Lily – No już, puśćcie mnie wreszcie, bo zaraz mnie udusicie!
- A może taki mamy zamiar? – śmieje się Jared.
- Ty sobie uważaj, Jared, bo sobie grabisz!
- Już się boję gróźb łagodnej jak baranek Lily-wzdycha z ironią w głosie i pokazuje jej język.
- Jesteście chorzy - mówię, a po chwili znowu wszyscy się śmieją. Dojeżdżamy do szkoły, a ja wyglądam przez okno, aby upewnić się, że Nader czeka na ławce, aż przyjedziemy. Wysiadamy z autobusu, a ja podchodzę do swojego chłopaka, przytulam go i składam na jego ustach przedłużający się pocałunek. Gdy nasze wargi się od siebie oddalają, chłopak wita się z pozostałymi i razem wędrujemy na boisko. Do rozpoczęcia lekcji mamy jeszcze niecałą godzinę, więc mamy trochę czasu dla siebie.
- Idziecie z nami do sklepu?-pyta Ashley, ale ja i Nader kręcimy głowami, więc nasi przyjaciele machają nam i idą w przeciwnym kierunku. Nader łapie mnie za rękę i idziemy na jedną z ławek za szkołą. Siadamy na niej, a ja kładę uda na udach chłopaka, a swoją głowę opieram o jego klatkę piersiową. On głaska mnie po włosach, a ja przymykam oczy, ciesząc się chwilą.
- Musimy dobrze wykorzystać te wakacje. -odzywa się Nader.
- To nasze pierwsze wakacje, gdy jesteśmy razem. - kiwam głową i lekko się podnoszę, patrząc na swojego chłopaka.
- Dokładnie. I dlatego chcę spędzić je z tobą jak najlepiej. - uśmiecha się.
- Ale będzie więcej naszych wspólnych wakacji prawda? - pytam, siadając na jego kolanach.
- Wątpisz w to? - unosi brwi.
- Nie, po prostu chcę od ciebie coś usłyszeć. - śmieję się, bawiąc się jego koszulką.
- Będziemy razem na zawsze, skarbie. Więc to znaczy, że jeszcze dużo wspólnych wakacji przed nami.
- Właśnie o to mi chodziło. – uśmiecham się i przytulam do niego. – Mam nadzieję, że to są szczere słowa. – mówię, ale zaraz potem tego żałuję. Kiedyś Nader miał opinię zmiennego podrywacza i stąd moje obawy.
- Posłuchaj. -zaczyna, patrząc mi w oczy. – Kocham cię bardzo mocno i to nigdy się nie zmieni, jasne? Myśl sobie o mnie co chcesz, ale ja nigdy bym cię nie zranił. – w jego oczach widzę ból, który zadałam mu swoimi słowami.
- Przepraszam cię, misiu. Naprawdę. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Wiem, że mnie kochasz. A ja kocham ciebie. Najmocniej. - wsuwam dłoń w jego włosy, gładząc je. Nader przyciąga mnie do siebie i całuje co oznacza, że się nie gniewa. My nie potrafimy się kłócić i to nam najwidoczniej odpowiada najbardziej.
***
Siedzimy na ostatniej lekcji. Poprzednie, mianowicie historia, chemia, matematyka i wychowanie fizyczne strasznie się dłużyły, zupełnie jak na złość, ale zawsze tak jest. Jednak ostatnia lekcja, angielski, to jakaś udręka. Wszyscy niecierpliwie wiercą się na krzesłach, nie mogą się doczekać dwóch miesięcy wolności.
W końcu słyszymy ostatni dzwonek. Wszyscy wybiegają z klasy krzycząc na całą szkołę radosne komentarze. Ja, moi przyjaciele i Nader nie mamy zamiaru wracać dzisiaj prędko do domu. Chcemy uczcić wakacje.